wtorek, 25 czerwca 2013

6. Brytyjskie wydanie Harry'ego Pottera.

Jako, że zbliżał się ważny dla mnie konkurs z angielskiego, postanowiłam ćwiczyć ile wlezie. Pomyślałam, że w tym celu warto by przeczytać jakąś książkę napisaną w języku Shakespeare'a. Mój wybór padł na Harry'ego Pottera. Tak się składało, że siostra koleżanki miała w swojej biblioteczce moją ulubioną część sagi pani Rowling- Komnatę Tajemnic. Następnego dnia z ciekawością przyglądałam się książce. Wykonałam dla Was kilka zdjęć:






Jak widzimy, wydanie brytyjskie różni się nieco od polskiego. Wydrukowane jest na innym papierze, gorszej jakości, lekko pobrązowiałym. Wydało je wydawnictwo Scholastic, które zupełnie inaczej zaprojektowało tylną okładkę- zamiast słynnego:


mamy zwykły opis powieści. W polskiej wersji znajduje się on na wewnętrznej, przedniej okładce wydań miękkich, natomiast w wersji usztywnionej nie ma go wcale. Warto również zwrócić uwagę na tylną okładkę- w wersji brytyjskiej nie widzimy na niej okna, Rona ani Ginny- wzór kończy się na poskręcanej pochodni. Pod tym względem polskie wydanie okazało się być dużo lepsze. Wpływ na ukształtowanie brytyjskiej okładki miał David Saylor, a polskiej- Jacek Pietrzyński. Sami oceńcie, kto spisał się lepiej. Ciekawostką jest, że edycja wydawana na Wyspach zaczyna się od komentarzy na temat książki- zajmują one całą pierwszą kartkę. Potem, tak jak u nas, jest kartka tytułowa (nie wiem, jak nazywa się ona w rzeczywistości :P ), a następnie spis treści. U nas znajduje się ono na końcu książki. No dobrze, nie czepiajmy się już takich szczegółów. Jeśli chodzi o wnętrze książki, jest ono podobne do polskiego. Z pewnością dużą zasługę miał w tym Andrzej Polkowski, który fantastycznie przetłumaczył całą serię. Oto zdjęcia polskiej wersji. Porównajcie je sobie z tymi na górze:

A teraz możecie porównać obie wersje:




   

                                              

                                 



Jeśli chodzi o mnie, zdecydowanie wolę polską edycję. Decyduje o tym parę czynników, spośród których ważniejsze to: gładki, laminowany papier, okładka o lepszej,  bardziej śliskiej teksturze i inna, bardziej według mnie czytelna, czcionka. No, to by było na tyle. Idę dalej się nad sobą użalać, że jestem takim okropnym mułem, że nie pomyślałam wcześniej o tym jak się dostać na koncert McCartneya i być może straciłam jedyną w życiu okazję na zobaczenie go. Tym pesymistycznym akcentem żegna Was:
Snicki 

1 komentarz:

  1. Ja też osobiście wolę polską edycję :)
    Co do McCartneya to się nie martw, może kiedyś ci się uda go zobaczyć :D

    OdpowiedzUsuń